[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostawały na dnie pułapki. Jednak radość wywołana tym odkryciem przygasła, tłumiona troską o Johna Balla. Złoto było dla Roda urzeczywistnieniem jego ambicji i marzeń; wiedział, że jest ono potrzebne jego matce i wszystkim bliskim sercu Mukiego i Wabigoona. Ale złoto mogło zaczekać. Zgromadzili już przecie sporo bogactwa i po resztę mogli przybyć później. Teraz należało uczynić cokolwiek dla Johna Balla, człowieka, któremu zawdzięczali cały swój majątek i do którego właśnie należał złoty skarb. Na trzeci dzień Rod wyłuszczył swoje plany obu Indianom. — Musimy jak najprędzej zabrać Johna Balla do faktorii — rzekł. — To jedyna możliwość uratowania mu życia. Jeśli ruszymy teraz, gdy strumień jest jeszcze o tyle głęboki, że poniesie naszą łódź, zdołamy dotrzeć do Wabinosh House w ciągu dziesięciu lub piętnastu dni. — Niepodobna gnać czółna przeciw prądowi siłą wioseł — powiedział Wabi. — Masz rację, możemy jednak ułożyć Johna Balla w łódce i ciągnąć go idąc brzegiem. Droga będzie długa i ciężka, ale... Spojrzał badawczo w oczy przyjaciela, a potem dodał: — Czy chcemy, żeby John Ball żył, czy też wolimy, by umarł? — Gdyby to mogło zachować mu życie, zrobiłbym tysiąc mil dla uratowania go — rzucił spiesznie młody Indianin. — Chodzi zresztą tylko o pewien wkład pracy. Wiemy, gdzie się znajduje reszta skarbu, i możemy tu wrócić za parę tygodni. Tegoż popołudnia John Ball zbudził się z niezwykle długiego snu. Oczy mu lśniły nowym, nie znanym dotąd blaskiem, a gdy Rod pochylił się nad nim, wyszeptał cicho, lecz wyraźnie: — Dolores! Dolores! Gdzie jest Dolores? — Kto to jest Dolores, Johnie Ball? — wyszeptał biały chłopak. Ball uniósł wychudłą dłoń, chwycił się za pierś i jęknął boleśnie. Po chwili powtórzył jakby sam do siebie: — Dolores! Kto to jest Dolores? Indianie zbliżyli się i nasłuchiwali w milczeniu. Ale John Ball nie wymówił nic więcej. Przełknął parę łyżek zupy i znów zapadł w śmiertelny trans. — Kto to jest Dolores? — pytał Wabi pobladły, patrząc na Roda. — Czyżby w jaskini znajdował się jeszcze ktoś? — Mówi zapewne o kimś, kogo znał przed pół wiekiem — odparł Rod. Ale sam był równie wzruszony jak jego czerwonoskóry przyjaciel. — Dolores! To imię kobiety lub dziewczyny. Musimy uratować Johna Balla. Musimy zaraz ruszać w drogę. — Gdy jest nieprzytomny, można by go owiązać sznurem i wciągnąć do górnego parowu — szybko dodał Wabi. — Muki, bierz się do pracy! W tej chwili ruszamy! Do zmroku brakowało dwóch godzin, lecz teraz, gdy postanowiono rozpocząć wkrótce drogę powrotną, nie marnowano ani chwili. Wabi wspiął się po wiszącej linie do górnego parowu po czym wciągnął za sobą tę część zapasów i narzędzi, którą uznano za konieczne zabrać. Mukoki ukrył resztę w starej chacie. Wreszcie wciągnięto na górę Johna Balla. Potem w ciągu godziny, nim szare cienie nocy zaległy wokoło, wszyscy trzej, dążąc w górę płytkiego strumienia, holowali za sobą łódź wraz z jej bezwładnym pasażerem. Tej nocy obłąkany starzec nie był ani na chwilę pozbawiony, opieki. Do jedenastej siedział przy nim Mukoki. Potem nadeszła kolej na Wabigoona. Nieco po północy Rod zbudził się nagle, czując, że ktoś gwałtownie szarpie go za ramię. — Na miłość boską wstawaj! — szeptał młody Indianin — On mówi, Rod! Mówi o Dolores i o jakimś potworze, większym niż którekolwiek ze znanych stworzeń. Słuchaj! Obłąkany zawodził z cicha: — Zabiłem go, Dolores! Zabiłem! Zabiłem! Gdzie jesteś, Dolores? Tu westchnął i zamilkł. — Zabił kogo? — pytał Rod, a serce tłukło mu się w piersi. — Potwora — szepnął Wabi. — Rod, coś strasznego stało się w tej jaskini. Nie znamy jeszcze całej tragedii. Francuzi, którzy się wzajem pomordowali w chacie, grali tu jedynie podrzędną rolę. Główne osoby dramatu to John Ball i Dolores. Nasłuchiwali obaj długą chwilę, ale starzec leżał wciąż bez słowa i bez ruchu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |