[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawsze. Lily w obcisłych szortach i takim samym podkoszulku, z pomalowanymi paznokciami u stóp obutych w zakurzone sandały oto widok wart zapamiętania. Ale kiedy wyciągnął rękę, by pomóc jej wejść na scenę, i spojrzał na jej twarz, nagle przestał się uśmiechać. Co się stało? Roxanne? Nie, nie objęła go mocno i przywarła do niego. Dr\ała. Roxy nic nie dolega. Namawia robotników, \eby pozwolili jej pojezdzić na karuzeli. Ale ten chłopiec, Max, to biedne dziecko! Roześmiał się i uścisnął ją mocniej. Lily, kochanie, przez pewien czas będzie mu niedobrze, a znacznie dłu\ej wstyd, ale to wszystko minie. Nie, to nie to. Z jej oczu popłynęły łzy. Wtuliła twarz w szyję Maxa. Poło\yłam go na sofie, a kiedy zasnął, chciałam mu zdjąć podkoszulek. Przepocił go zupełnie, nie chciałam, \eby w nim le\ał. Zamilkła na chwilę i wzięła głęboki wdech. Jego plecy, Max, te biedne plecy. Blizny: stare i nowe, ledwie zagojone. Po ranach od pasa, rzemienia i Bóg wie czego jeszcze. Otarła łzy dłonią. Ktoś znęcał się nad tym dzieckiem. Jego ojczym głos Maxa był zupełnie pozbawiony emocji. Uczucia, które się w nim rozszalały, zostały powściągnięte. Zawsze mógł opanować wspomnienia, ale krzywda wyrządzona temu chłopcu prawie go załamała. Chyba nie wierzyłem, \e to a\ tak powa\ne. Myślisz, \e powinniśmy wezwać doktora? Nie potrząsnęła głową, zacisnąwszy usta. To ju\ tylko blizny, straszne blizny. Nie rozumiem, jak ktokolwiek mo\e zrobić coś takiego dziecku. Pociągnęła nosem. Max podał jej chusteczkę. Nie byłam pewna, czy dobrze robimy, zatrzymując go tutaj. Myślałam, \e matka musi rozpaczać po jego odejściu. Jej łagodne oczy stały się twarde. Jego matka. Prawie wypluła to słowo. Chciałabym dostać tę sukę w swoje ręce. Nawet jeśli to nie ona go biła. Pozwalała, \eby ktoś krzywdził jej dziecko. To ją powinno się zbić. Zrobię to, jeśli ją kiedykolwiek spotkam. Nieposkromiona Max ujął delikatnie jej twarz i ucałował ją. Kocham cię, Lily. Z tylu ró\nych powodów. Teraz idz poprawić makija\. Zrób sobie herbaty. Uspokój się. Nikt ju\ nie skrzywdzi tego chłopca. Nie, nikt go nie skrzywdzi. Zacisnęła palce wokół nadgarstków Maxa. Jej oczy płonęły, ale głos brzmiał zadziwiająco spokojnie. Teraz jest nasz. Mdłości dręczące Luke'a znikły niemal całkowicie, za to omal nie umarł ze wstydu, kiedy budząc się ujrzał Lily siedzącą obok niego i pijącą herbatę. Przerwała jego niepewne usprawiedliwienia, wręczając mu fili\ankę zupy. Kiedy jadł, mówiła do niego wesoło i zachowywała się tak niefrasobliwie, \e prawie uwierzył, \e jego kompromitacja przeszła nie zauwa\ona. Pózniej do salonu wpadła Roxanne. Była zakurzona od stóp do głów, a włosy, które rano Lily splotła jej porządnie, kłębiły się w dzikim nieładzie. Na kolanie miała świe\e zadraśnięcie, a na szortach długie rozdarcie. Przyniosła z sobą ostry zwierzęcy odór. Właśnie skończyła się bawić z trzema foksterierami, gwiazdami psiego przedstawienia. Lily spojrzała na nią z pobła\liwym uśmiechem. Oprócz obserwowania jedzących dzieci najbardziej lubiła patrzeć na dzieci zakurzone i uszargane, bo to dowodziło, \e bawiły się długo i dobrze. Czy pod tym wszystkim jest gdzieś moja Roxy? Roxanne uśmiechnęła się i sięgnęła do lodówki po zimny napój. Najezdziłam się na karuzeli za wszystkie czasy, a Du\y Jim pozwolił mi rzucać obręczami, ile tylko mi się podobało. Od winogronowego soku na brudnej twarzy zostały jej zawadiackie purpurowe wąsy. A potem bawiłam się z psami. Jej wzrok padł na Luke'a. Podobno paliłeś papierosa i strasznie się pochorowałeś? Luke zgrzytnął zębami, ale nie odezwał się ani słowem. A po co to robiłeś? zapytała, ciekawska jak sroka. Dzieciom nie wolno palić. Roxy opanowując drgający w jej głosie śmiech, Lily popchnęła dziewczynkę w stronę zasłony musisz się umyć. Ale ja chcę tylko wiedzieć... Szybko, szybko. Zanim się dowiesz, zacznie się pierwsze przedstawienie. Ja tylko myślałam... Za du\o myślisz. Uciekaj stąd. Popychana do wyjścia Roxanne obdarzyła chłopca niechętnym spojrzeniem. Z jego strony spotkała się z równym brakiem sympatii, więc pokazała mu język, zanim fałdy zasłony opadły za nią. Lily odwróciła się rozdarta między współczuciem a chęcią wybuchnięcia śmiechem. Na twarzy Luke'a malowały się wyraziście gniew i upokorzenie. No dobrze powiedziała teraz zabierzemy się do roboty. Była zbyt mądra, by pytać go, czy jest w stanie pracować wieczorem. Mo\e pójdziesz się pobawić, zanim zaczną się tu schodzić ludzie? Wzruszył ramionami, co miało oznaczać zgodę. Odchylił się gwałtownie do tyłu, kiedy Lily wyciągnęła w jego kierunku rękę. Spodziewał się ciosu" pomyślała, patrząc w chmurne nieufne oczy. A potem, kiedy zmierzwiła mu czule włosy, jego mroczne spojrzenie zmieniło się. Pojawiły się w nim zmieszanie i niepewność. Nikt nigdy nie dotykał go w taki sposób. Spojrzał na nią zdziwiony. Czuł, \e w gardle rośnie mu jakaś kula. Nie musisz się bać szepnęła, jakby powierzając mu sekret nigdy cię nie skrzywdzę. Dotknęła palcem jego brody. Ani teraz, ani nigdy. Miała ochotę wziąć go w ramiona, ale powstrzymała się. Jeszcze na to za wcześnie. On jeszcze nie wie, \e jest jej synem. A to, co nale\y do Lily Bates, jest bezpieczne od wszystkich zagro\eń. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, przyjdziesz do mnie. Rozumiesz? Nie mógł z siebie wydusić ani słowa. Skinął tylko głową i niezdarnie zsunął się z sofy. Czuł ucisk w piersiach i suchość w gardle. Zdał sobie sprawę, \e jest bliski łez, więc wybiegł z przyczepy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |