[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Z milczeniem ci do twarzy - szepnął jej do ucha. Spojrzała na niego zdziwiona i dostrzegła w jego oczach drwinę. Ona zbierała się na odwagę, by go przeprosić, a on sobie z niej kpił! Postanowiła wstrzymać się jeszcze z kajaniem się. - Tobie zaś nie zaszkodziłaby odrobina skromności. - W końcu jesteś sobą! - Roześmiał się. - Zastanawiałem się, gdzie się ulotniła twoja zadziorność. Przy stole wyglądałaś jak balon, z którego uszło powietrze. - Jesteś niezrównany w prawieniu kobietom komplementów, prawda? - zapytała z irytacją. - Oczekujesz ode mnie komplementów? - W jego głosie wciąż przebijała drwina, jednak wyczuwalna była również nutka powagi. - Nie bądz śmieszny. Pochylił głowę, udając zastanowienie. - Twoje oczy są głębokie i przejrzyste jak górskie jeziora, twoje włosy... - Przestań - przerwała mu ze złością, choć jego słowa sprawiły jej nieoczekiwaną przyjemność. - Dlaczego chcesz, żebym przestał? - Bo jesteśmy w pokoju pełnym ludzi - odparła, obserwując z irytacją, jak rozbłysły mu oczy. - Czy słyszałaś kiedyś opinię, że taniec jest wyrazem pożądania? - zapytał, zmieniając temat. Allison pomyślała, że sama była tego najlepszym przykładem. W jego ramionach jej ciało stawało w ogniu. - Jak mnie oceniasz? Czy radzę sobie równie dobrze jak Slade? - Kto? - Ten goguś, z którym rozmawiałaś przed kolacją. - Sloan, nie Slade. - Niech będzie Sloan. Czy moje komplementy są równie dobre jak jego? - zapytał i nachylił się, dotykając niemal ustami jej ucha. - Założę się, że zrobiły na tobie większe wrażenie, księżniczko. Był nie do wytrzymania. Allison zdecydowanie odsunęła od siebie myśl o przeprosinach. - Wyraz twojej twarzy mówi mi wyraznie, że masz ochotę kopnąć mnie w kostkę. - Uśmiechnął się. - I w parę innych miejsc - odparowała. - Masz zbyt ognisty temperament jak dla takiej ciepłej kluchy jak Sloan. - Pozwól, że sama będę o tym decydować. Spojrzał na nią z niedowierzaniem. - No popatrz, a mnie się zdawało, że już dawno zdecydowałaś. Z daleka widać, że masz słabość do niegrzecznych chłopców. Szczególnie do jednego, rzekła w duchu z przekąsem. Nie miała jednak zamiaru dawać mu satysfakcji, tym bardziej że najwyrazniej przekomarzanie się z nią bawiło go. - Musiałam oszaleć - zaczęła z wyższością - żeby myśleć, że jestem ci winna przeprosiny. Z satysfakcją odnotowała wyraz zdumienia na jego twarzy. Po chwili jednak zagościło na niej ironiczne rozbawienie. - Jest mnóstwo powodów, dla których mogłabyś chcieć mnie przeprosić. Czy możesz sprecyzować, co konkretnie powoduje twoje wyrzuty sumienia? Allison zacisnęła usta. Miała ochotę rzucić mu ostry komentarz, jednak się powstrzymała. - Rano zadzwonił do mnie Quentin. Wiedział wszystko o strzelaninie, chociaż nic mu jeszcze o tym nie mówiłam... - I uznałaś oczywiście, że to ja go o wszystkim poinformowałem - dokończył za nią. - Taki wniosek sam się nasuwał - broniła się Allison. Connor zmarszczył brwi i zacisnął usta. - Bo jestem niegodnym zaufania kapusiem, tak? Tak jak wtedy, gdy opowiedziałem rodzicom o twojej wizycie w przydrożnym barze, prawda? - Był to po prostu logiczny wniosek - powtórzyła. - Czy powiesz mi jeszcze, że to nie ty zasugerowałeś Quentinowi, że powinnam rzucić pracę w prokuraturze, bo staje się ona zbyt niebezpieczna? - Nic mu nie musiałem sugerować. Sam na to wpadł. Chociaż nie będę udawał, że się z nim nie zgadzam - dodał, rzucając jej wymowne spojrzenie. Jego stwierdzenie rozwścieczyło ją. Na szczęście muzyka powoli cichła i orkiestra szykowała się do przerwy. - Zwietnie. W takim razie im szybciej znajdziemy tego szaleńca, tym szybciej moja praca przestanie być tak niebezpieczna i w końcu się wyniesiesz z mojego domu - rzuciła ze złością, wyrywając rękę z jego uścisku. Obróciła się na pięcie, nie dając mu szansy na odpowiedz, choć widziała złowrogi błysk w jego oku. Musiała być skończoną idiotką, żeby choć przez chwilę myśleć, że to, co jest między nimi, to coś wyjątkowego. Dla Connora na zawsze pozostanie rozpuszczoną bogatą dziewczynką, która potrzebuje jego opieki, a nie kobietą, którą traktuje się z szacunkiem jak partnera. ROZDZIAA DZIEWITY [ Pobierz całość w formacie PDF ] |