[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raffinements panowania, uciskania, tyranizowania. Chora kobieta nie oszczÄ™dza przytem nic żyjÄ…cego, nic umarÅ‚ego, odgrzebuje najgÅ‚Ä™biej zagrzebane rzeczy (Bogoanie mówiÄ…: »kobieta jest hyenÄ…«). WglÄ…dnijmy w gÅ‚Ä…b którejkolwiek rodziny, którejkolwiek korporacyi, którego- kolwiek spoÅ‚eczeÅ„stwa: wszÄ™dzie walka chorych przeciw zdrowym, cicha walka zazwyczaj z pomocÄ… niepozornych proszków trujÄ…cych, ukÅ‚uć szpilkowych, chytrej gry min cierpliwego znoszenia, niekiedy jednak i z owym faryzeizmem chorych, g Å‚ o Å› n y m gestem, który naj- chÄ™tniej odgrywa »szlachetne oburzenie«. Aż w uÅ›wiÄ™cone dziedziny wiedzy chciaÅ‚oby wni- kać i być sÅ‚yszane to zachrypÅ‚e szczekanie chorowitych psów, ta kÄ…sajÄ…ca obÅ‚uda i wÅ›ciekÅ‚ość takich »szlachetnych« faryzeuszów ( przypominam czytelnikom, majÄ…cym uszy, raz jeszcze berliÅ„skiego apostoÅ‚a zemsty, Eugeniusza Dühringa, który w dzisiejszych Niemczech najnie- 61 przystojniejszy i najwstrÄ™tniejszy użytek czyni z moralnego bum-bum: Dühringa, najwiÄ™ksze- go pyskacza moralnoÅ›ci, jaki obecnie istnieje, nawet wÅ›ród jemu równych, antysemitów). Wszystko to sÄ… ludzie opanowani przez ressentiment, te fizyologiczne rozbitki i robaczywce, caÅ‚e to drgajÄ…ce paÅ„stwo podziemnej zemsty, niewyczerpane, nienasycone w wybuchach przeciw szczęśliwym, a tak samo w maskaradach zemsty, w pozorach do zemsty: kiedyżby doszli wÅ‚aÅ›ciwie do swego ostatecznego, najprzebieglejszego, najwznioÅ›lejszego tryumfu zemsty? Wtedy niewÄ…tpliwie, gdyby im siÄ™ udaÅ‚o swÄ… wÅ‚asnÄ… nÄ™dzÄ™, caÅ‚Ä… nÄ™dzÄ™ wogóle w t Å‚ o c z y ć w s u m i e n i e szczęśliwych tak, że ci pewnego dnia poczÄ™liby siÄ™ wstydzić swego szczęścia i możeby r z e k l i do siebie »haÅ„bÄ… jest być szczęśliwym! za w i e l e j e s t n Ä™ d z y!«... Lecz nie mogÅ‚oby być wiÄ™kszego i fatalniejszego nieporozumienia, niż gdyby szczęśli- wi, udani, mocni na ciele i duszy poczÄ™li wÄ…tpić o swem p r a w i e d o s z c z Ä™ Å› c i a. Precz z tym »przewróconym Å›wiatem«! Precz z tem haniebnem zmiÄ™kczeniem uczucia! %7Å‚eby cho- rzy zdrowych nie uczynili chorymi a temby byÅ‚o takie zmiÄ™kczenie , oto powinien być najwyższy punkt widzenia na ziemi: do tego jednak potrzeba przedewszystkiem, by z d r o w y c h oddzielić od chorych, strzec nawet od widoku chorych, aby siebie za chorych nie bra- li. Lub czyżby miaÅ‚o być ich zadaniem zostać dozorcami chorych i lekarzami!... Lecz nie mo- gliby gorzej nie rozumieć i zaprzeczać s w e g o zadania, co wyższe, n i e p o w i n n o zni- żać siÄ™ do roli narzÄ™dzia tego, co niższe, patos oddalenia p o w i n i e n po caÅ‚Ä… wieczność utrzymywać przedziaÅ‚ w zadaniach! Ich prawo istnienia, pierwszeÅ„stwo dzwonu o peÅ‚nym dzwiÄ™ku przed faÅ‚szywym, pÄ™kniÄ™tym, jest przecie tysiÄ…ckroć wiÄ™ksze; oni jedynie sÄ… p o r Ä™ c z y c i e l a m i przyszÅ‚oÅ›ci, oni jedynie sÄ… z o b o w i Ä… z a n i wzglÄ™dem przyszÅ‚oÅ›ci czÅ‚owie- ka. C o o n i mogÄ…, co o n i powinni, tego nie Å›miejÄ… nigdy chorzy móc, ni mieć w powinno- Å›ci: lecz a ż e b y mogli to, co tylko o n i powinni, jakżeby miaÅ‚o im być wolno być lekarzem, pocieszycielem, »zbawicielem« chorych?... A przeto czystego powietrza! czystego powietrza! A w każdym razie precz z pobliża wszelkich domów waryatów i szpitalów kultury! A przeto dobrego towarzystwa! s w e go towarzystwa! Lub samotnoÅ›ci, jeÅ›li tak być musi! Lecz w każdym razie precz od zÅ‚ych wyziewów wewnÄ™trznej zgnilizny i tajemnego robaczywego Å›cierwa chorych !... A to dlatego, by siebie samych, przyjaciele moi, przynajmniej na chwilÄ™ jeszcze obronić przed dwiema najgorszemi zarazami, które oby nam wÅ‚aÅ›nie oszczÄ™dzane byÅ‚y: przed w i e l k i m w s t r Ä™ t e m d o c z Å‚ o w i e k a! p r z e d w i e l k Ä… l i t o Å› c i Ä… d l a c z Å‚ o w i e k a!... 15. JeÅ›li pojÄ™liÅ›cie w caÅ‚ej gÅ‚Ä™bi a żądam, by tu wÅ‚aÅ›nie s i Ä™ g a n o g Å‚ Ä™ b o k o, pojmowano do gÅ‚Ä™bi o ile w każdym razie nie może być zadaniem zdrowych pielÄ™gnowanie chorych, uzdrawianie chorych, to pojÄ™liÅ›cie tem samem i jednÄ… konieczność wiÄ™cej konieczność dla chorych takich lekarzy i dozorców, k t ó r z y s a m i s Ä… c h o r z y: i oto mamy i trzymamy obu rÄ™kami znaczenie kapÅ‚ana-ascety. Musimy uważać kapÅ‚ana-ascetÄ™ za przeznaczonego z góry na zbawiciela, pasterza i rzecznika chorego stada: wtedy dopiero zrozumiemy jego ogromne posÅ‚annictwo dziejowe. P a n o w a n i e n a d c i e r p i Ä… c y m i jest jego króle- stwem, ku niemu popycha go instynkt jego, w niem tkwi jego najistotniejsza sztuka, jego mi- strzostwo, jego rodzaj szczęścia. Sam on chory być musi, musi być z gruntu pokrewny cho- rym i zawiedzionym, aby ich rozumieć, by porozumieć siÄ™ z nimi, lecz musi też być silny, bardziej jeszcze panem samego siebie, niż innych, nienaruszonym mianowicie w swej woli mocy, by zdobyć zaufanie i strach chorych, by mógÅ‚ im być przystankiem, oporem, podpar- ciem, musem, karnoÅ›ciÄ…, tyranem, bogiem. Musi bronić swego stada przeciw komu? Prze- ciwko zdrowym, to nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci, także przeciwko zazdroÅ›ci wzglÄ™dem zdrowych; musi być naturalnym przeciwnikiem i g a r d z i c i e l e m wszelkiego surowego, burzliwego, 62 nieujarzmionego, twardego, gwaÅ‚towniczo-drapieżnego zdrowia i tężyzny. KapÅ‚an jest pierw- szÄ… formÄ… d e l i k a t n i e j s z e g o zwierzÄ™cia, które Å‚atwiej jeszcze pogardza, niż nienawi- dzi. Nie bÄ™dzie mu oszczÄ™dzone prowadzenie wojny z dzikiemi zwierzÄ™tami, wojny chytroÅ›ci (»ducha«) bardziej, niż przemocy, jak siÄ™ rozumie samo przez siÄ™, bÄ™dzie musiaÅ‚ w razie potrzeby wytworzyć z siebie prawie pewien nowy typ dzikiego zwierzÄ™cia, przynajmniej o z n a c z a ć go pewnÄ… nowÄ… straszliwość zwierzÄ™cÄ…, w której niedzwiedz polarny, gibka, zimna, wyczekujÄ…ca tygrysica i niemniej lis zdajÄ… siÄ™ być zÅ‚Ä…czone w równie pociÄ…gajÄ…cÄ…, jak napa- wajÄ…cÄ… strachem jedność. Jeżeli zmusza go do tego potrzeba, wystÄ™puje niedzwiedzio poważ- ny, czcigodny, roztropny, zimny, zwodniczo-rozważny, jako herold i narzÄ™dzie gÅ‚osu tajem- niejszych potÄ™g, pomiÄ™dzy inne rodzaje zwierzÄ…t drapieżnych sam, zdecydowany siać na tym gruncie cierpienie, rozdwojenie, sprzeczność z sobÄ…, gdzie tylko może, zbyt pewny swej sztu- ki opanowywania c i e r p i Ä… c y c h każdej chwili. Przynosi z sobÄ… maÅ›cie i balsamy, niema wÄ…tpliwoÅ›ci! lecz by być lekarzem, musi wprzód zranić; uÅ›mierzajÄ…c nastÄ™pnie ból, który sprawia rana, z a t r u w a j e d n o c z e Å› n i e r a n Ä™ na tem bowiem zna siÄ™ przedewszystkiem, ten czarownik i poskramiacz dzikich zwierzÄ…t, w którego okrÄ™gu wszyst- ko, co zdrowe, z koniecznoÅ›ci chórem siÄ™ staje, wszystko, co chore obÅ‚askawionem. Broni on, ten dziwny pasterz, dość dobrze swego chorego stada, broni go także przeciw niemu, przeciw tlÄ…cej w samem stadzie nikczemnoÅ›ci, krnÄ…brnoÅ›ci, zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci i wszystkiemu, co wspólne jest wszystkim cherlakom i chorym, walczy roztropnie, twardo i tajemnie z anarchiÄ… i coraz zaczynajÄ…cym siÄ™ samorozkÅ‚adem w stadzie, wÅ›ród którego ustawicznie gromadzi siÄ™ i gromadzi ów najniebezpieczniejszy, rozsadzajÄ…cy i wybuchowy materyaÅ‚, ressentiment. Wy- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |