[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piętrzyła się góra jedzenia, był faktycznie pusty. - Jesteś niesamowity. - Wiem o tym - odparł, uśmiechając się wesoło. Przez chwilę nie mogła oderwać od niego oczu. Było coś fascynującego w tym chłopięcym uśmiechu, który pojawił się niespodziewanie na twarzy dorosłego mężczyzny. Nie pojmując tej sprzeczności, Shaye szybko odwróciła się do kuchenki. Czuła lekką niemoc w całym ciele i ręce jej drżały. To pewnie z głodu, pomyślała. 61 RS - Mówiłem, że muszę nabrać sil - usłyszała za sobą szept Noaha. Stojąc tuż za nią, lewą ręką wstawił swój talerz do zlewu, a prawą zsunął patelnię z kuchenki i dzięki tym manewrom uwięził ją między swymi ramionami. - Mógłbyś się odsunąć? - zapytała, prostując się dla uniknięcia fizycznego kontaktu. On jednak ani myślał jej uwolnić. - Aadnie pachniesz - mruknął. - Nie pocisz się, jak zwykli śmiertelnicy? Shaye nie bardzo wiedziała, co czuje i co się z nią dzieje. Zwilgotniały jej dłonie, a jednocześnie poczuła spływającą między piersiami strużkę potu. - Jeszcze raz proszę, żebyś się odsunął - wybąkała. - Byłaś kiedyś mężatką? - Chciałabym zjeść jajecznicę, zanim ostygnie. - Masz chłopaka? - Jeśli się nudzisz, proponuję, żebyś zaniósł kawę stryjowi. - Nigdy nie miewasz nagłych zachcianek, jakim ulega większość zwykłych ludzi? Shaye podkurczyła ramię i wymierzyła mu łokciem mocny cios w żebra. - To było paskudne - poskarżył się, odsuwając się i rozmasowując obolałe miejsce. 62 RS - To tylko mała nauczka - oświadczyła. Stała teraz naprzeciw niego z zaciśniętymi pięściami. - Nie lubię takich numerów. Zapamiętaj. Noah zmierzył ją uważnym wzrokiem. - Mam wrażenie, że moja obecność wprawia cię w niepokój - powiedział. - Zezłościłeś mnie. - Ale i wprawiłem w niepokój. - Wcale nie. - Nie? A to? - Wskazał jej pulsującą pod bluzką lewą pierś. Nie mogła uwierzyć, że zauważył, jak szybko bije jej serce. Zresztą sama przed sobą nie chciała się przyznać do tego, co się z nią dzieje. - To też ze złości. Noah tymczasem uważnie wodził wzrokiem po jej ciele. W trakcie tej lustracji na jego twarzy malowały się zmienne odczucia. - Szkoda, że nie umiesz korzystać z tego, co dała ci natura - westchnął na koniec i zanim zdążyła zareagować, wybiegł z kambuza na pokład. - Nie pozmywałeś po sobie! - krzyknęła za nim, ale Noaha już nie było. Kiedy po pewnym czasie wyszła na pokład z dwoma kubkami kawy, Samson stał przy sterze z wyrazem absolutnego ukontentowania na opalonej twarzy. Miłym uśmiechem podziękował jej za kawę, ale ona nie została, aby z nim pogawędzić. Głównie ze 63 RS względu na obecność Noaha, który siedział niedaleko steru i najspokojniej w świecie układał zwoje lin. Widząc stojącą na dziobie, opartą o burtę Victorię, podążyła w jej kierunku. - Aadnie tu, co? - uśmiechnęła się ciotka. - Uhm. - Za nimi kolumbijski brzeg tworzył już tylko ciemną kreskę na horyzoncie, podczas gdy przed nimi otwierała się nieogarniona przestrzeń morza. Po lewej stronie rysowała się w oddali sylwetka towarowego statku zmierzającego zapewne do Barranquilli albo Kartageny. Jednakże uwagę Shaye przykuł widok białego smukłego jachtu, lekko pokonującego fale. Jak tam musi być spokojnie i miło, westchnęła w duchu. Wiele by dala, że znalezć się na tamtym pokładzie. - Jak się czujesz? - zagadnęła Victoria. - W porządku. - Masz jakąś niepewną minę. - Jestem trochę zmęczona. - Masz mdłości? - Właściwie nie - odparła Shaye, próbując się uśmiechnąć. - Cierpiałaś kiedyś na chorobę morską? - Nie. - Hm. - Victoria oparła się plecami o burtę i popatrzyła w niebo. - Musisz mimo wszystko przyznać, że jest rajsko - rzekła. Nie doczekawszy się reakcji Shaye, dodała: - Upajająco świeże powietrze, błękit nieba, słońce, to wszystko jest takie samo, niezależnie od tego, 64 RS czym płyniesz. - Spojrzała na siostrzenicę, mrużąc oczy. - Nadal wolałabyś wrócić? - Na to już trochę za pózno, nie uważasz? - Ale gdyby to było możliwe, wolałabyś wrócić? Z piersi Shaye wyrwało się głębokie westchnienie. - Nie, Victorio, nie wolałabym - rzekła z przekonaniem. - Ale nie ukrywam, że nie będzie łatwo. - Co zaszło w kambuzie? Shaye podniosła do ust kubek i wypiła łyk kawy. - Nic. - Na pewno? - Na pewno. - Ale jesteś jakaś nieswoja. - Po prostu zmęczona. - Przecież nawet nie minęło południe. - Gdybym była w Berkshires, nadal wylegiwałabym się w łóżku. - Co za nuda! - Może to nudne, ale sama przecież mówiłaś, że podczas rejsu będę się mogła wyspać za wszystkie czasy. Victoria wiedziała, kiedy uznać się za pokonaną. - Dobrze, dobrze, śpij, ile chcesz - odparła. - Ale czy nie mogłabyś przynieść sobie poduszki i położyć się na pokładzie? O nie, pomyślała Shaye, w każdym razie, dopóki Noah na nim siedzi. - Nie potrzebuję aż tyle słońca - powiedziała na głos. 65 RS - Mogłabyś się położyć w cieniu żagli. Jednakże Shaye pokręciła głową. - Nie. Wypróbuję łóżko w naszej kabinie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |