[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrokiem w stronę, skąd dochodzą głosy, po czym szybko podreptał do kąpielowej budki. – Co się tu dzieje? Kto tak wrzeszczy? – pyta surowym głosem i ujrzawszy poprzez gałęzie wierzby trzy mokre głowy rybaków znowu zapytał: – Czego się tam grzebiecie? – Ry... rybkę łowimy... – bełkoce Jefim nie podnosząc głowy. – Ja ci tu zaraz dam rybkę! Bydło w ogród weszło, a on rybkę... Kiedyż budka kąpielowa będzie gotowa, diabły jedne? Dwa dni już pracujecie, a coście zrobili? – Bę... będzie gotowa... – stęka Gerasym. – Lato długie, zdąży pan jeszcze, proszę łaski pana, kąpieli zażyć... Pfrrr.... W żaden sposób nie możemy poradzić sobie z miętusem... Wlazł pod korzenie, jak do nory, i ni tędy, ni siędy... – Miętus? – powtarza dziedzic i oczy jego zaczynają błyszczeć. – To wyciągnijcie go 23 prędzej! – A da wielmożny pan pół rubelka... jak wyciągniemy...? Olbrzymi miętus, gruby jak przekupka... Wart, proszę łaski pana, pół rubelka... za fatygę... Nie duś go, Lubim, nie duś, bo zamęczysz! Podepchnij z dołu! Ciągnij korzeń do góry, dobry człowiecze... jakżesz ci tam? Do góry, nie do dołu, diable jeden! Nie trzepcie nogami! Mija pięć minut, mija dziesięć... Dziedzic zaczyna się niecierpliwić. – Wasilij! – woła w kierunku dworu.– Waśka! Zawołajcie do mnie Wasilija! Przybiega parobek Wasilij, dyszy i coś miętosi w ustach. – Właź do wody – rozkazuje mu dziedzic – pomóż im wyciągnąć miętusa. Miętusa nie mogą wyciągnąć! Wasilij szybko się rozbiera i wchodzi do wody. – Ja mu tu zaraz... – mruczy. – Gdzie ten miętus? Ja mu tu zaraz... Ja go w jednej chwili... Odsuń się, Jefimie, nie masz tu nic do roboty, jesteś za stary, by brać się do tego! Gdzie tu ten miętus? Ja go zaraz... Ach, tu jest! Weźcie ręce! – A czemuż to mamy zabrać ręce? Sami wiemy, patrzcie go: zabierzcie ręce! A ty go spróbuj wyciągać. – Przecież tak go nie weźmiesz? Trzeba za łeb! – A łeb ma pod korzeniem! Wiadoma rzecz, durniu! – Nie ubliżaj, bo jeszcze dostaniesz! Draniu jeden! – Przy panu dziedzicu takie słowa... – bełkoce Jefim. – Nie wyciągniecie go, bracia! Strasznie sprytnie tam się usadowił! – Zaczekaj, ja go tu zaraz... – mówi dziedzic i szybko zaczyna się rozbierać. – Zebrało się czterech durniów, miętusa nie mogą wyciągnąć! Zrzuciwszy ubranie Andrej Andreicz chwilę stoi, aby ochłonąć, po czym wchodzi do wody. Ale i jego udział również do niczego nie doprowadza. – Trzeba podciąć korzeń – rozstrzyga wreszcie Lubim. – Gerasymie, idź no po siekierę! Podajcie siekierę! – Tylko sobie palców nie poucinajcie! – mówi dziedzic, gdy rozlega się uderzenie siekiery o korzeń. – Jefim, wynoś się stąd! Zaczekajcie, ja sam wyciągnę miętusa... Wy nie tego... Korzeń jest już podcięty. Odłamują go ostrożnie i Andrej Andreicz ku wielkiemu swemu zadowoleniu czuje, jak jego palce wchodzą miętusowi pod skrzela. – Uwaga, chłopcy, ciągnę! Nie tłoczcie się... stójcie... już ciągnę! Na powierzchni wody ukazuje się wielki łeb miętusa, za nim zaś ciemne ciało długości arszyna. 12 Miętus ciężko wali ogonem i usiłuje się wyrwać. – Nie szalej...! Nic z tego, bratku! Dostałeś się... Ach...! Na twarzach obecnych rozlewa się słodki uśmiech, Przez chwilę w milczeniu przyglądają się rybie. – Wspaniały miętus! – bełkoce Jefim drapiąc się pod obojczykiem. – Chyba z dziesięć funtów będzie miał... – N – tak...! – potakuje dziedzic. – Wątroba w nim się nadyma, po prostu wypycha ją z wnętrza. A...ach! Miętus nagle poruszył ogonem i rybacy usłyszeli głośny plusk... Wszyscy gwałtownie wyciągają ręce, ale już jest za późno – po miętusie zostało tylko wspomnienie. 12 arszyn – miara długości równa 72 cm. 24 KOŃSKIE NAZWISKO Emerytowanego generał–majora Bułdijewa bolały zęby. Płukał usta wódką, koniakiem, przykładał do bolącego zęba sok z tytoniu, opium, terpentynę i naftę, smarował szczękę jodyną, w uszy włożył watę zmaczaną w spirytusie, ale to nie pomagało, a nawet wywoływało mdłości. Przyjechał doktor. Podłubał w zębie i przepisał chininę. To jednak też nie pomogło. Propozycję, aby bolący ząb wyrwać, generał potraktował odmownie. Każdy z domowników – żona, dzieci, służba, nawet kuchcik Pietka – proponował inny środek na ból zębów. Przyszedł również i ekonom Bułdijewa, Iwan Jewsjeicz, i poradził leczyć zamawianiem. – W naszym powiecie, ekscelencjo – powiedział – z dziesięć lat temu pracował urzędnik akcyzy Jakow Wasiljicz. A zęby zamawiał znakomicie. Bywało: odwrócił się do okna, poszeptał, popluł... jak ręką odjął! Moc taką miał... – Gdzież on teraz?. – Kiedy go zwolnili z akcyzy, zamieszkał u teściowej w Saratowie. Teraz to tylko z zębów żyje. Gdy kogoś zaboli ząb, zaraz do niego, a on pomaga... Tamtejszych ludzi saratowskich leczy na miejscu, a jeśli ktoś z innego miasta, to telegraficznie. Niech wasza ekscelencja wyśle depeszę, że tak i tak: sługę Bożego Aleksieja bolą zęby, proszę poradzić. A pieniądze za leczenie można mu przesłać pocztą. – Bzdury! Szarlataneria! – Ale niech ekscelencja spróbuje. To wielki amator wódki, z żoną nie żyje, a z jakąś Niemką, strasznie przeklina, można powiedzieć – czarodziej! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |