[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Z czym? - ByÅ‚am kiedyÅ› w Rzymie w muzeum razem z mojÄ… matkÄ…, mijaÅ‚yÅ›my wÅ‚aÅ›nie jakiÅ› posÄ…g, caÅ‚y w plamach i zÅ‚uszczeniach, matka wskazaÅ‚a mi jeden z tych pocÄ™tkowanych obszarów i rzekÅ‚a: Widzisz? Tak jest naturalny, że mężczyzni uważajÄ…, iż muszÄ…..." - nie wyjaÅ›niÅ‚a mi do koÅ„ca. Nie wiem nawet, czy mówiÅ‚a to poważnie. MogÅ‚am mieć wtedy z osiemnaÅ›cie lat. PomyÅ›laÅ‚am: Kto 49 wie, turyÅ›ci we wÅ‚oskich koÅ›cioÅ‚ach niszczÄ… ciÄ…gÅ‚ym obmacywaniem stopy posÄ…gów papieży, podczas gdy mężczyzni we wÅ‚oskich muzeach spuszczajÄ… siÄ™ na posÄ…gi kobiet". - Racja - powiedziaÅ‚. - Chyba sobie przypominam, jak wytrysnÄ…Å‚em na tÄ™ rzezbÄ™. Ale zamazuje mi siÄ™ to wszystko. Tyle byÅ‚o posÄ…gów przez te lata... - Należysz, jak to mówiÄ…, do lubiÄ…cych podróże? -zapytaÅ‚a. - Znaczy, wsiadam w samolot i lecÄ™ gdzieÅ› dla odpoczynku? Nie. Nigdy nie byÅ‚em w Rzymie, mam lepsze sposoby na wydawanie pieniÄ™dzy przeznaczonych na wakacje. - Jak ta rozmowa. - DokÅ‚adnie. Ale sÅ‚uchaj, to musisz mi powiedzieć, naprawdÄ™: ten posÄ…g, gdy wskazaÅ‚a ci go matka, czy nie czuÅ‚aÅ› wtedy leciutkiego podniecenia? - Nie wydaje mi siÄ™, bym rzeczywiÅ›cie coÅ› czuÅ‚a -powiedziaÅ‚a. - ByÅ‚o to po prostu interesujÄ…ce, interesujÄ…ca sprawa z dziedziny seksu, zupeÅ‚nie jak coÅ› z Encyklopedii Ripleya. Nie mam, to na marginesie i żeby na sekundÄ™ jeszcze wrócić do twej opowieÅ›ci, nie mam wiÄ™c czarnej koszulki pod bluzkÄ…. - A co nosisz pod bluzkÄ…? - Stanik. - Jaki stanik? - Nijaki. Normalny biaÅ‚y najbardziej stanikowaty stanik. -Ooo! - Lekko siÄ™ skurczyÅ‚ w praniu, ale to byÅ‚ ostatni czysty. -Zawsze mnie zadziwia, że biustonosze pierze siÄ™ zupeÅ‚nie jak inne części garderoby. Ma zapiÄ™cie z przodu czy z tyÅ‚u? 50 -Z tyÅ‚u. - Nie powinnaÅ› go aby zdjąć? - Nie, nie wydaje mi siÄ™ - powiedziaÅ‚a. - Ach, sÅ‚yszÄ™ już w twoim gÅ‚osie, jak siÄ™ marszczysz i podciÄ…gasz brodÄ™, by na nie popatrzeć! Rrany. - Ha-ha! - Sama myÅ›l o tym, jak kobiety spoglÄ…dajÄ… z góry na swoje piersi, prowadzi mnie do ogÅ‚upienia. RobiÄ… to idÄ…c; niektóre kroczÄ… z rÄ™kami trzymanymi jakby przed piersiami, albo dziwacznie skrzyżowanymi, czy też udajÄ…, że Å›ciskajÄ… pasek torebki i dlatego tylko zginajÄ… przed sobÄ… ramiona, albo też pozorujÄ… poprawianie bransoletki czy paska od zegarka, i ów fakt, że nawet ubrane ambarasuje ta beznadziejna oczywistość ich biustów, ten fakt przywodzi mnie do szaleÅ„stwa. - Gdy widzÄ…, jak siÄ™ gapisz, z oczami prawie na szypuÅ‚kach, to jasne, że siÄ™ wstydzÄ…. - Nie, jestem dyskretny... bardzo. ZresztÄ… zdarza mi siÄ™ to tylko w szczególnym nastroju. KiedyÅ› maÅ‚o nie oszalaÅ‚em stojÄ…c na przystanku autobusowym. ByÅ‚a wÅ‚aÅ›nie godzina szczytu, wokół wszÄ™dzie kobiety jadÄ…ce do pracy, mijaÅ‚y mnie samochodami, a ja mogÅ‚em przez chwilkÄ™ dostrzec, przez najkrótsze mgnienie oka, ów szeroki odcinek pasa bezpieczeÅ„stwa schodzÄ…cy ukosem z ramienia, tÄ™ sztywnÄ…, grubo tkanÄ… taÅ›mÄ™ wpijajÄ…cÄ… siÄ™ dokÅ‚adnie miÄ™dzy piersiami. Tylko to mogÅ‚em dojrzeć, setki razy, najróżniejsze barwy sukienek, koszulek, bluzek, wciąż i wciąż, wszelkie możliwe kombinacje staników we wszystkich rozmiarach i baweÅ‚ny Å‚Ä…czonej z lycrÄ…, niczym klatki jakiegoÅ› filmu. Gdy wreszcie nadjechaÅ‚ autobus, chwiaÅ‚em siÄ™ dosÅ‚ownie na nogach, ledwo byÅ‚em w stanie wrzucić monety do automatu z biletami. Co to za haÅ‚as? ¦ 51 - Nic takiego. PrzekÅ‚adaÅ‚am wÅ‚aÅ›nie sÅ‚uchawkÄ™ do drugiego ucha. - Aha - rzekÅ‚. - WidziaÅ‚aÅ› może ten kawaÅ‚ek o tym maÅ‚ym ChiÅ„czyku, któremu przytrafiÅ‚o siÄ™ samozapalenie? -Nie. - Szkoda, wiele straciÅ‚aÅ›. Zdaje siÄ™, że opisaÅ‚ to najpierw któryÅ› z brukowców, ale ja sÅ‚yszaÅ‚em o tym przez radio. Wiesz, o co chodzi z samozapaleniem, prawda? - Wyobrażam sobie mniej wiÄ™cej. - Dobrze, wiÄ™c ten szczeniak, okazuje siÄ™, zapaliÅ‚ siÄ™ sam z siebie, ale oparzenie objęło tylko genitalia. Nno! Dopiero musiaÅ‚o mu być niewygodnie. Tylko, widzisz, ja doskonale rozumiem, jak to siÄ™ mogÅ‚o przydarzyć. Czasem bojÄ™ siÄ™ o swoje wÅ‚asne przyrodzenie. RobiÄ™ siÄ™ taki, kurrcze, napalony... nie, znowu nieodpowiednie sÅ‚owo... najajony, najajcowany, narajcowany... tak, robiÄ™ siÄ™ tak narajcowany, że spoglÄ…dam na moje narzÄ…dy i czujÄ™, że mógÅ‚bym caÅ‚Ä… tÄ™ sztywnÄ… konstrukcjÄ™ ująć w dÅ‚oÅ„ i zacząć jÄ… odkrÄ™cać, obrót po obrocie, aż zostaÅ‚aby mi w rÄ™ku pojedyncza solidna część, coÅ› jak odlana w caÅ‚oÅ›ci oÅ›ka pedaÅ‚u w rowerze, i daÅ‚bym ci jÄ… wtedy, byÅ› mogÅ‚a używać jako dilda albo innego wibratora. - W porzÄ…dku, dawaj. Chociaż nigdy mnie dilda zbytnio nie pociÄ…gaÅ‚y. Raz kiedyÅ› spróbowaÅ‚am, żeby zrobić komuÅ› przyjemność, ale zÅ‚apaÅ‚am jakÄ…Å› infekcjÄ™. NazywaÅ‚o siÄ™ to, o ile pamiÄ™tam, Jurny Brutalek". - CaÅ‚kiem dobrze pasuje do mej... oÅ›ki. - Ale wiem, co miaÅ‚eÅ› na myÅ›li. Zdarza mi siÄ™ nieraz to samo, takie napalenie. Zlimaczek-Å‚echtaczek mi sztywnieje, w dotyku przypomina maÅ‚y rożek, albo maÅ‚y sÅ‚odki kaczanik, i wydaje mi siÄ™ wtedy, że powinnam przecho- wywać go schowanego w drewnianej szkatuÅ‚ce. Zwykle lubiÄ™ dochodzić pod prysznicem. - Mmm! Czy naprawdÄ™ nie powinnaÅ› zdjąć stanika? - Nie, wcale nie, i powiem ci zaraz, dlaczego. Kiedy chcÄ™ siÄ™ wydygotać... nie, jednak nie mogÄ™ ci powiedzieć. - ProszÄ™, możesz, no proszÄ™, powiedz, możesz, proszÄ™, już zaraz! - Kiedy siÄ™ masturbujÄ™, a nie stojÄ™ pod prysznicem, moje piersi muszÄ… być też pieszczone, ale hu-hu, nie ma tu nikogo, kto by je popieÅ›ciÅ‚, co wiÄ™c robiÄ™? Opuszczam biustonosz na tyle nisko, by jego brzeg opieraÅ‚ siÄ™ tuż pod sutkami, co w zupeÅ‚noÅ›ci wystarcza, i wtedy mogÄ™ spokojnie zabrać siÄ™ obiema rÄ™kami za niższe rejony. - Przecież to cud - powiedziaÅ‚. - Tylko rozmowa telefoniczna. -Rozmowa telefoniczna, o jakiej marzÄ™. K o-c h a m telefony. - Owszem, też je lubiÄ™ - rzekÅ‚a. - MaÅ‚y mojej siostry ma taki dziecinny aparat, biaÅ‚y, z tarczÄ… malowanÄ… w koniki, Å›winki i kaczki i z niebieskÄ… sÅ‚uchawkÄ…, która absolutnie nic nie waży, ale odkryÅ‚am, że nawet prowadzÄ…c udawanÄ… rozmowÄ™ masz niesamowite poczucie wÅ‚adzy. Przykrywasz mikrofon dÅ‚oniÄ… i mówisz dramatycznym szeptem: Stevie, to SÅ‚oÅ„ Horton. Chce z tobÄ… rozmawiać!", podajesz maÅ‚emu sÅ‚uchawkÄ™, oczy robiÄ… mu siÄ™ wielkie, i przez chwilÄ™ oboje, ty i on, wierzycie, że to [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |