[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szpitalu Nieustającej Pomocy, przy tak niezwykłym postępie medycyny naszych czasów, tego bólu
nie potrafimy uśmierzyć.
Wypowiadając te słowa, Tubiełło zapalał się jak zwykle, od tonu zwykłej rozmowy
stopniowo przechodził do nuty patetycznej i głosu tak twardego, jakby przemawiał przed liczną
publicznością, a nie tylko samotnym Irkiem, skulonym po drugiej stronie stołu. Kiedy mówił,
wiercił się na siedzeniu, przechylał, podnosił i znowu siadał, wreszcie trwale przybrał pozycję
stojącą, z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
Irek mamrotał tylko:
- Ale co ja? Goja z tym?... Jaki tu związek z blokami? Niczego nie rozumiem... Nie, nie, to
raczej pan doktor niczego nie rozumie. Komuna bloki stawiała, każdy się cieszył, jak mieszkanie
dostawał... Niech pan spojrzy na mnie, czy ja wyglądam na takiego, któremu jeszcze się chce
dyskutować o pokoleniach i o historii? Nic panu nie powiem, chciałbym do łóżka, może gorączkę
mam.
- Właśnie,  każdy się cieszył ! Te domy to materialna forma waszego życia, która rozpada
się, zabijając i raniąc. Musimy na to patrzeć, musimy za nią płacić. Nie wiązać ich z wami? Nie ma
wymowniejszego symbolu. Zwiat idzie naprzód, a ten kraj z waszej przyczyny przemienia się w
jeden wielki obóz przejściowy dla uciekinierów. Tyle złych rzeczy wam zawdzięczam, nawet zakląć
sobie nie mogę, bo przekleństwa zrównaliście z innymi słowami i znaczą tyle, co  dom ,  szafa ,
 drzewo ...Jestem kompletnie aseksualny, nigdy nie czułem żadnych fizycznych podniet - tu
potoczył pełnym niesmaku wzrokiem po dolnych partiach własnej powierzchowności - bo
odczarowaliście tajemnice ciała. Z oczu patrzących w mroku, z żarliwości dotyku, z harmonii
westchnień oddania, szału i uwielbienia zrobiliście papkę nudną jak codzienna gazeta. I
popełniliście coś jeszcze gorszego. Potworne urzeczywistnienie tego, co w was naprawdę siedziało
- to wasze dzieci, materialne obrazy waszych dusz, odbite jak w zwierciadle czarnoksiężnika. Małe,
wystrzyżone łby brzęczące kolczykami albo łby jak kubły, łby jak brukowce, mordy jak placki,
wielkie dupy w nieforemnych majtach do kolan, obnoszone po świecie na szczeciniastych,
pałąkowatych łydkach. Odruchy zamiast myślenia, szczekanie zamiast języka, bluzgi zamiast
metafor,  wrzeszcz, kop, lutuj w ryj - prosta recepta na egzystencjalne subtelności. A potem
szpitale psychiatryczne pękały w szwach od nadmiaru starców: blokersów, tagerów, hiphopowców,
skinów i zaczadziałych lewaków;  siary na korytarzach, podpalanie sobie łóżek w nocy, zabójstwa
w ubikacjach! Tego nigdzie na świecie nie było, ten kraj nawiedziła prawdziwa epidemia katatonii
hiperkinetycznej i depresji maniakalnych, z którą my musimy walczyć. My! Dzięki wam! -
ironicznie wydął wargi. - Niech pan pomyśli, ilu lekarzy, jakie środki! Mogliby robić pożyteczne
rzeczy, na przykład rozwijać teorię powiększania objętości mózgu albo efektywnej przemiany
materii, albo choćby zwalczać wiotczenie skóry pod oczami, a tu trzeba oprzątać milion siedemset
tysięcy zgrzybiałych wariatów!
Perorował coraz szybciej i głośniej, tak że Irek nie chwytał już sensu, aż nagle, ku jego
cichemu zdumieniu, przerwał jak piorunem rażony, na minutę skamieniał, siorbnął łyk wystygłej
już herbaty i otarł czoło. Chwycił znowu kulkę; miętosząc ją w dłoni, sprawiał przez moment
wrażenie zupełnie bezmyślnego.
- Dojrzewa we mnie wielka potrzeba ekspresji - wyznał po chwili z przepraszającym
uśmiechem. - Moja praca wymaga genialnych syntez, rozstrzygania wielu dylematów. Kto, jak nie
pan, lepiej to pojmie, panie Ireneuszu? Przecież ja pragnę zastąpić waszą dyktaturę młodości
dyktaturą piękna, czy to nie jasne? Dużo czasu zajmują mi rozważania o pięknie, o jego
powtórnych narodzinach, których być może kiedyś będę świadkiem.
Ponieważ upał za oknem robił się coraz bardziej nieznośny, doktor wydał komendę
obniżenia temperatury w pomieszczeniu i wrócili do właściwej rozmowy.
- Trzeba wszystko ostatecznie załatwić, wszystko zakończyć tak, aby poczuł się pan w nic
nieuwikłany, całkowicie spokojny i wyciszony - przekonywał. - Zatem jak pan zamierza
uregulować sprawy przyszłości?
- Przyszłości?
- No... przyszłości i wieczności. Czy dokument jakiś pan sporządzał? Testament po prostu,
rozumie pan, w biurze notarialnym?
- Po co? wzruszył ramionami.
- Najpierw może proszę zadecydować o majątku ruchomym. Za mieszkanie i tak otrzyma
pan sumę kompensacyjną, mamy specjalny fundusz z europejskiej puli na te cele. Za meble i całe
wyposażenie płacimy zryczałtowane stawki, wcale nie najgorsze. O, niech pan popatrzy.
Tubiełło, tym razem z miną skoncentrowanego, rzetelnego pracownika administracji,
przewinął przed oczami Irka kilka kolumn cyfr. Wydostał też z podajnika w blacie biurka teksty
dokumentów, które obydwaj zaraz zaczęli podpisywać.
- Pieniądze natychmiast przekażemy na pańskie konto. Musi pan tylko zostawić dyspozycję
o przeznaczeniu masy spadkowej. Tak łatwiej. Może pan komuś zrobić przyjemność, jeśli pan
zechce.
Irek wyrecytował nowozelandzki adres Oluchy.
- Proszę przelać na drugi dzień po...
- Teraz następna rzecz - po chwili niepewnej ciszy metalicznie zabrzmiał głos Tubiełły. -
Niektórzy przykładają do niej wielką wagę, i słusznie, bo trzeba przykładać... Chodzi mi o pogrzeb.
Wypowiadając ten ostatni wyraz, zrobił pauzę i spojrzał na Irka przenikliwie, jakby chciał
sprawdzić, jakie wywołał wrażenie. Przezroczyste rysy pacjenta nie ułożyły się jednak w żaden
grymas, nie oddały żadnego uczucia: ani płaczliwej trwogi, ani pogodzenia z losem maskowanego
sztuczną powagą.
Ciągnął zatem dalej:
- Tu o wszystkim decyduje pan, a nie przerażona rodzina z jęzorami na wierzchu i
kuzynkiem - mądralą na czele. Bardzo proszę wybierać, serwis mamy naprawdę wszechstronny,
możliwy jest każdy obrządek, jakiego pan sobie zażyczy.
- Uniwersaliści, tak?
- No, tak... Mamy podpisaną umowę, choć niekoniecznie, wcale niekoniecznie oni... Ale
gdy, przykładowo, siada pan na krześle, to ważne jest dla pana, co myślał ten, który je zrobił? W
Boga pan przecież wierzy, nie w pośrednika.
- A pan doktor... W co wierzy?
- Ja? - obruszył się Tubiełło. - W siebie wierzę.
- Zastanowię się nad wszystkim, pózniej powiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.