[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gram.
Wuckl
Tam i z powrotem, świergot garstki ptaków rozbrzmiewał to między cienisty-
mi drzewami, to  z rzadka  pomiędzy granicą sześciokąta i lasem. W powie-
trzu Ecundo było coś, co nie podobało się Changom i czego szybko nauczyli się
unikać o ile to było możliwe.
Zciółka zachrzęściła, gdy coś nad wyraz wielkiego poruszyło się w tym siel-
skim świecie ptactwa i liści. Cokolwiek to było, przesuwało się niespiesznie, mia-
rowo, jednostajnie; umyślnie kierując się do elektrycznego ogrodzenia na granicy
z Ecundo. Strażnik reagujący na bezgłośny alarm.
Stworzenie, które stanęło przed ogrodzeniem, było olbrzymim dwunogiem.
Jego niemal doskonale owalne, pokryte czarną, sztywną jak drut sierścią ciało
wspierało się na nogach przypominających długie ślimacznice, dzięki czemu mia-
ło się wrażenie, że stworzenie opiera się na sprężynach. Grube, metrowej długości
kończyny, wyginające się na wszystkie strony, zakończone były niesłychanie du-
żymi, ptasimi stopami o pięciu długich paluchach z pazurami.
Wuckl zatrzymał się, obrzucił zaciekawionym spojrzeniem ogrodzenie i dwie
nieprzytomne istoty, po czym podszedł do płotu i niemal go dotknął. Jego głowa
wahała się w tę i tamtą stronę, badając pod każdym kątem drut ogrodzenia oraz
schwytane istoty.
Rzecz jasna, że Wuckl był zaintrygowany. Z pewnej odległości wyglądały jak
bunda, z bliska nie przypominały niczego znanego mu z doświadczenia, podobne
były do bunda, lecz w jakimś stopniu zniekształcone.
Koniec końców postanowił, że dziwić się będzie pózniej. Aadunek nie był taki
mocny, nie mógł zabić bunda, Ecundo, Wuckla ani żadnego stworzenia sporych
rozmiarów. Urządzenie miało na celu odstraszać intruzów, a nie ogłuszać, ale jed-
na z istot próbowała przeczołgać się pod ogrodzeniem, utknęła i poddana została
serii wstrząsów. Druga schwyciła ją mocno i także doznała nienormalnej porcji
wstrząsów. W rezultacie obie zostały pozbawione przytomności.
Chociaż wydawało się, że Wuckl nie nosi ubrania, długa, cienka ręka sięgnęła
do boku i wyciągnęła z niewidocznej kieszeni parę izolujących rękawic. Prawa rę-
ka zagłębiła się ponownie i wynurzyła się z czymś, co wyglądało jak duże nożyce
86
do cięcia drutu. Nałożywszy rękawice, Wuckl ostrożnie przeciął metalowe druty
dookoła nieprzytomnych stworzeń.
Można było wtedy łatwo przeciągnąć pierwsze z nich na jego stronę. Z drugim
jednakże było więcej kłopotu, ponieważ Wuckl nie miał ochoty pociąć całego
ogrodzenia. Przez chwilę rozważał, czy by nie zostawić go na miejscu, ale pod
odzieniem upodabniającym do bunda kryło się dwóch osobników tego samego
gatunku i nie należało ich rozdzielać, przynajmniej do czasu rozwiązania zagadki
ich pochodzenia.
W końcu, sięgnąwszy na drugą stronę, Wuckl zdołał przewlec pod ogrodze-
niem także Joshiego. Wtedy, ściągnąwszy rękawice i umieściwszy je pospołu z
nożycami w swojej niewidocznej kieszeni, wziął po jednym stworzeniu do każdej
ręki, tak jakby ich ciężar równał się zeru, i pomaszerował ścieżką z powrotem.
Toug był leśniczym. Leczenie rannych zwierząt nie było jego specjalnością,
a więc skierował się do domu gajowego, który zdobył stopień naukowy, kończąc
Nauki o Zwierzynie. W ciągu dziesięciu minut, które upłynęły, nim Toug dotarł
do gajowego, dwie niesione przez niego istoty nie dały znaku życia.
Gajowy, po początkowych klekotach dziobem i zrządzeniach o to, że niepoko-
ją go przy kolacji, zobaczywszy brzemię Touga wykazał zainteresowanie. Myśl o
kolacji ulotniła się błyskawicznie. Polecił leśniczemu wnieść nieprzytomne stwo-
rzenia do gabinetu.
W pomieszczeniu stał stół operacyjny, długi na ponad trzy metry, którego wy-
miary można było dowolnie regulować, oraz pojemniki, kadzie, chłodziarki i tym
podobne urządzenia. Włączono specjalne oświetlenie. Joshiego położono ostroż-
nie na wyłożonej płytkami podłodze, Mavrę zaś umieszczono na stole, wyregulo-
wanym ku wygodzie gajowego. Był on mniejszy od Touga i najwyrazniej nieco
starszy, ale pod żadnym innym względem nie różnił się od niego.
 Gdzie znalazłeś tę dwójkę?  zapytał leśniczego.
 Przy ogrodzeniu, tak jak ich tutaj widzisz  odpowiedział Toug.  Zosta-
łem zaalarmowany przy słupie czterdziestym trzecim i poszedłem, aby to spraw-
dzić.
Gajowy wydawał się zdumiony.
 Czy oni próbowali przedostać się do Ecundo?
 Nie, Seniorze, wszystko wskazuje na to, że próbowali przedrzeć się do
Wuckl  odpowiedział leśniczy.
Podczas badania długa szyja gajowego nieustannie się poruszała. Cienkie pal-
ce błądziły to tu, to tam. W końcu powiedział:
 Wracaj do swoich obowiązków. Nie obejdzie się tutaj bez pewnego namy-
słu.
 W takim razie oni nie są martwi?  zapytał Toug z wyraznym zaniepoko-
jeniem.
Głowa drugiego Wuckla zawirowała koliście.
87
 Nie, nie są martwi. Lecz ich ustrój jest o wiele za delikatny na to, co im się
przytrafiło. A teraz odejdz, a ja zajmę się rozwiązaniem tej zagadki.
Gdy tylko Toug się oddalił, badanie Mavry i Joshiego rozpoczęło się na serio.
Wuckl nie mógł ich rozszyfrować. Mieliby być zwierzętami? To nie miało sensu.
Ich mózg wydawał się nadzwyczaj duży i skomplikowany, lecz niewielki z
niego był pożytek. Przy tak ograniczonych możliwościach ruchowych kończyn
i przy całkowitym braku chwytności, zwierzęta te nie mogły, prawdopodobnie,
należeć do naczelnych. Reprezentowały gatunek kopytnych  to rzucało się w
oczy  lecz ich wewnętrzne organy były nietypowe. I na dodatek te obrócone w [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kudrzwi.htw.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Wszystkie rzeczy zawsze działają zgodnie ze swoją naturą.